Pewnego wiosennego wieczora Jan Klemens Branicki poczuł, że nie jest szczęśliwy. Siedział właśnie w swoim gabinecie nad planami Białegostoku, który pod jego władzą rozwijał się prężnie, by stać się z czasem Wersalem Północy - jedną z najwspanialszych magnackich rezydencji Rzeczypospolitej. Był u szczytu swojego bogactwa i wpływów, pełen nadziei na sukces w wyścigu do polskiego tronu… A jednak, w nagłym przebłysku świadomości, zdał sobie sprawę, że życie przecieka mu między palcami, a on robi mnóstwo rzeczy, które nie mają żadnego znaczenia. Że jego sukcesy to tak naprawdę kierat, który sam sobie nałożył. Zamyślił się na dłuższą chwilę, a potem gwałtownie odepchnął stertę planów i szkiców, zrzucając przy tym kałamarz, który eksplodował granatową cieczą, brudząc nieskazitelne hetmańskie trzewiki i turecki dywan warty tyle, co niejedna wioska. Szarpnął za dzwonek i po kilku sekundach w komnacie zjawił się sługa. - Przyprowadź Mirysa. Szybko! - rzucił Branicki - I przyślij kogoś, żeby to s
Najbardziej aktualne źródło faktów nieautentycznych z dziejów Podlasia.