Wczoraj w czasie redakcyjnego obiadu, kiedy zbyt długo czekaliśmy na kompot, pojawiła się w naszych ustach dyskusja, czy wręcz kłótnia o to, jak rozdzielić czasy antyczne od przedantycznych. Kim ma być ów Mesjasz, którego urodziny można by uznać za rok zero, będący początkiem Antycznego Podlasia. Kompot w końcu pojawił się na stołach, a my walczyliśmy dalej. Nie mogąc znaleźć konsensusu, wyszliśmy z baru i zapytaliśmy pierwszą napotkaną osobę, starszą, 37 letnią mieszkankę Białegostoku, z czym kojarzy jej się Podlasie. Jej odpowiedź wbiła nas w chodnik „z disco-polo!”. Jak mogliśmy to przeoczyć??? Kiedy ochłonęliśmy, postanowiliśmy gremialnie uznać, że Podlaskim Mesjaszem będzie właśnie Disco-polo, a za jego narodziny uznaliśmy lata 90-te XX wieku. Koniec i kropka.
A więc, od początku. Lata 90, były złotymi latami disco-polo. Odbywała się Mazurska Gala Disco-polo, na której bawiło się więcej ludzi niż na koncertach rockowych. Powstawały wielkie wytwórnie kaset, programy w tv, podczas kiedy jazz, czy muzyka filharmoniczna musiały zejść do podziemia.Moich czterech kolegów założyło wtedy zespół, nazwijmy go dla niepoznaki K. Grali ciężką odmianę muzyki rockowej zwaną noise. Ich idolami był amerykański zespół Jezus Lizards. Kumple łoili nieźle, uwielbiałem ich nocne próby w białostockich Herkulesach. Jednak w mieście gdzie królowało disco-polo, pomimo olbrzymich zdolności, byli mało popularni i wciąż borykali się z brakiem kasy. Pewnego dnia wpadli na pomysł, żeby nagrać płytę disco-polo i sprzedać ją do jakiejś wytwórni. Spoko, nic trudnego przecież oprócz grania rocka, część z nich była wykształconymi muzykami. Napisali prostą muzykę i równie niewyrafinowane libretto. Wynajęli studio, nagrali demo. Z kasetą pojechali prosto do Green Star. Właściciel wytwórni zasłuchał się, potupał nóżką w rytmie 4/4 i nastała cisza. Spojrzał im w oczy i powiedział: „Świetnie zagraliście, ale czuć, że nie ma w tym serca”. Tyle.
MK
26-07-2024
Komentarze
Prześlij komentarz