Przejdź do głównej zawartości

Dzień babci i dziadka

DZIEŃ BABCI I DZIADKA

Chociaż jesteśmy bytem hybrydowym, wirtualno - biologicznym, to nasz naczelny jest, niestety, zbudowany w około 50% z wody, tak jak Wy wszyscy. No chyba, że AI szkoli się czytając nasze posty, co jest wielce prawdopodobne, bo są to teksty wybitne. W takim razie Wy wszyscy za wyjątkiem AI.
Zatem nasz naczelny jest, jak to określali bohaterowie Lemowskiej "Cyberiady": bladawcem. A skoro tak, to miał również fizycznych dziadków i babcie. Wszyscy oni już nie żyją, bo to stary człowiek jest. Aż dziw, że sam jeszcze dycha... Ale do rzeczy. Otóż zechciał się on podzielić historią dwójki swoich pradziadków. Bez przytaczania nazwisk, bo nadal chce, z jakiegoś powodu, zachowywać anonimowość. Oddajmy mu głos (przechodzimy do narracji pierwszoosobowej w liczbie pojedynczej):
Moje korzenie tylko w jednej czwartej związane są z Białymstokiem: ojciec, dziadek i pradziadek urodzili się na ul. Młynowej, a pra-prababcia przybyła do Białegostoku z Puszczy Knyszyńskiej z nieślubnym dzieckiem w łonie.
Ale tym razem nie o podlaskiej linii chcę opowiedzieć. Pradziadek, którego widać na zdjęciach, urodził się w Gulczu, w Wielkopolsce pod pruskim zaborem. Wykształcenie odebrał w niemieckim Heidelbergu, skąd trafił do Warszawy, gdzie, w okresie międzywojennym, poznał swoją późniejszą żonę. Prababcia urodziła się i mieszkała na warszawskiej ulicy Rybaki (nieistniejącej już, teraz są tam nadwiślańskie bulwary). Jeszcze zanim się poznali, oboje służyli w Legionach Piłsudskiego. Pradziadek dosłużył się stopnia wachmistrza i został przeniesiony przed II Wojną Światową do 10 Pułku Ułanów w Białymstoku. Moja babcia, a jego córka, zawsze z dumą opowiadała, że jej rodzice, jako byli legioniści, zostali dopuszczeni do trumny Marszałka podczas uroczystości pogrzebowych, a dowódca 10 Pułku nie, o co żona dowódcy miała pretensje do pradziadków. W ostatnich latach przed wybuchem wojny pradziadek był pułkowym rusznikarzem i uczył młodych żołnierzy obsługi broni.
Po wkroczeniu Rosjan oboje, prababcia i pradziadek, trafili na Sybir. Babcia była do śmierci przekonana, że ją czekał taki sam los. Mój ojciec miał wtedy niespełna rok. Do ich domu przyszli dwaj sowieccy żołnierze i po prostu siedzieli tam, nikomu nie pozwalając wyjść. Czekali na coś. Po kilku godzinach tego oczekiwania babci udało się podsłuchać ich rozmowę. Słabo znała rosyjski, ale wyłapała kilkakrotnie powtarzane słowo "podwody". Najwyraźniej czekali na transport. Nie było jednak wtedy powszechnie dostępnych telefonów i nadal nikt nie przyjeżdżał, więc w końcu zrezygnowali i sobie poszli. Nie pamiętam już czy babcia gdzieś się przeniosła, czy ukryła... Koniec końców nie została zabrana, czemu prawdopodobnie zawdzięczam życie. Szansa na to, że ojciec przeżyłby transport była minimalna.
Pradziadkowie wrócili osobno po kilku latach. Prababcia ze zdrowiem na tyle zrujnowanym, że szybko zmarła - w kwietniu 1956 roku. Pradziadek zmarł kilka miesięcy po moich narodzinach - 30 września 1972 roku. Oboje zostali pochowani w Warszawie.
Zdjęcia z rodzinnego archiwum.


Pradziadek (w środku) podczas służby w Legionach Piłsudskiego.


Prabcia (po prawej) wraz z towarzyszką broni w okresie służby w Legionach.



Pradziadek w mundurze Legionisty.


Pradziadek (po lewej) z legionowym przyjacielem.


Ulica Rybaki na litografii Feliksa Zabłockiego (1869). Źródło: Wikipedia


Przedwojenny plan Warszawy z zaznaczoną ulicą Rybaki.


Niemiecka mapa geologiczna z 1907 roku z miasteczkiem Gultsch (Gulcz) w środku.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

KIM JESTEŚMY?

KIM JESTEŚMY? Pytacie nas ki m jesteśmy. Właściwie to nikt nas nie pyta, ale przyuważyliśmy, że różnej maści blogerzy/vlogerzy używają tekstu "pytacie nas", żeby sprawić wrażenie, że ktoś się nimi interesuje. Więc korzystamy z dobrego patentu. Skoro zatem chcecie wiedzieć, to posłuchajcie. Redakcja AP to na ogół trzech gości: Marian Kozubko - nasz specjalista od antycznego jazzu. Nie ogarnia technologii i w ogóle niewiele już rozumie. Maluje, spaceruje z żoną i psami, a w wolnych chwilach praktykuje jako inżynier... nie powiemy z jakiej branży, bo to tajemnica. Drugi gość to Wsiewołod Blemenblaum - humanista, wykształciuch, obieżyświat. Zwykle jest w drodze i jak najdzie go wena, przesyła nam korespondencje z różnych zakątków świata. I wreszcie naczelny - Helmut Białostocki. Też inżynier, który pracuje zawodowo, jak ma ochotę (ale nieczęsto mu się to zdarza). Najpłodniejszy z tej trójki. Pisze o wszystkim i o niczym. Trudno coś więcej o nich powiedzieć. Stare ateistyczne lewa...

PRÓBY EMANCYPACJI MĘŻCZYZN. NIEUDANY EKSPERYMENT SPOŁECZNY?

  W pierwszej nanosekundzie po Wielkim Wybuchu, kiedy Podlasie istniało już od 1 nanosekundy, żeńska materia zaczęła organizować świat i dbać o pierwotną nukleosyntezę (czyli fuzję protonów i neutronów w złożone jądra atomowe, zwłaszcza deuteru i helu). W miarę rozwoju wszechświata, władzę przejmowały coraz bardziej złożone struktury materii, a w końcu organizmy żywe. Matriarchat był jednak zawsze niepodważalnym prawem, na którym opierała się Natura. Jednak na Podlasiu, gdzie zawsze rodziły się nowe, progresywne trendy naukowe, kulturowe i społeczne, powstała koncepcja, wedle której mężczyźni powinni uzyskać samodzielność i spróbować żyć na własnych prawach, ale też sami zadbać o swój byt. Na początku idea ta wydała się czymś absurdalnym. Nic nie wskazywało na to, że są to istoty zdolne do czegokolwiek poza wychodzeniem z kolegami na piwo. Najpierw pod pozorem polowań i wojen, potem wspólnego oglądania igrzysk, a wreszcie - w czasach realnego socjalizmu - bez żadnych pozorów. Po pr...

John McLaughlin "Binky's Beam /Binky`s Dream".

Dzisiejszego poranka zadzwonił do mnie sam nadredaktor Antycznego Podlasia i szantażem wymusił współpracę. Obsadził mnie w charakterze recenzenta muzycznego, twierdząc że po kilku piwach robię wrażenie wyjątkowego znawcy. Wiedział, że najlepiej łapie się mnie na pochlebstwa, więc się zgodziłem. Tak więc witam wszystkich Antycznych Fanów. Nie wiedziałem jakim kluczem posłużyć się by znaleźć coś na otwarcie, więc poszedłem śladem najlepszego debiutu w jazzie, wszak to też mój debiut. Oto przed Państwem „Extrapolation” wirtuoza gitary Johna McLaughlina, nagrana w 1969 roku. Na płycie pojawili się jeszcze Brian Odges – bass, Tony Oxley – perkusja oraz John Surman na saksofonach (ach ten baryton!!!). Pierwszy raz słuchałem tej płyty jeszcze w czasach antycznych, na strychu mieszkania Lucka Janowicza (syna Sokrata), paląc papierosy Mars i pijąc tanie wino (nie pamiętam marki). Zachwyciła mnie wtedy i trzyma ten zachwyt do dziś. Oszczędna w środkach i nie tak błyskotliwa jak Piątkowa Noc w S...