Myślami jesteśmy już przy nadchodzącym jubileuszu istnienia Antycznego Podlasia. Tak, tak… jutro minie tydzień od opublikowania pierwszego postu! W związku z tym nasz redakcyjny zespół ogarnęła nostalgia, wzrosła wśród nas skłonność do refleksji i podsumowań. Na to jednak przyjdzie czas jutro.
Tymczasem postanowiliśmy, trochę dla nas nietypowo, podzielić się wrażeniami z lektury widocznej na zdjęciu książki. Jest to bowiem dzieło specyficzne - serwuje nam wiedzę naukową podlaną turbosłowiańskim sosem. Nie chcemy przez to powiedzieć, że nie cenimy smaków turbosłowiańskich. Wszak zamiłowanie do dziedzictwa Wielkiej Lechii stało się jednym z motywów, które skłoniły nas do ufundowania tej strony. Jednak tu, w sposób drażniący nasz naukowy puryzm, autor miesza wiedzę historyczną, wyniki najnowszych badań genetycznych i słowiańską manię wielkości. Od czasu, kiedy kolejno czytaliśmy tę książkę i dzieliliśmy się w redakcji spostrzeżeniami na jej temat, upłynęło już trochę czasu, więc nie wszystkie interesujące wątki będziemy w stanie przypomnieć. Jakiś obraz daje jednak informacja wydawcy zamieszczona na okładce.
Wśród tych najciekawszych (i budzących wątpliwości) wątków, wymienić należy tezę autora (dosyć słabo udokumentowaną), że “Ludy Morza”, które doprowadziły na przełomie XIII i XII wieku p.n.e. do upadku kultury mykeńskiej, państwa hetyckiego, a następnie zagroziły Egiptowi, były to ekspansywne ludy prasłowiańskie. Autor skupia się głównie na Filistynach i w swoich dociekaniach zapuszcza się aż w trzecie tysiąclecie p.n.e. Musimy wyznać, że brak nam tak dogłębnej wiedzy historycznej, by ową tezę obalić. Wydaje się jednak, że jej głównym szkieletem jest wiara autora w wielkość naszych praprzodków i na szkielecie owym buduje ze strzępków dostępnych informacji protosłowiańskiego Golema.
Drugim ciekawym wątkiem jest fakt, że najwięksi rozbójnicy w dziejach - Wikingowie - którzy złupili pół Europy, dotarli do Ameryki i Afryki, eksplorowali wybrzeża Morza Czarnego i Kaspijskiego założyli swoje państwa na Wyspach Brytyjskich, w Rusi, Normandii, południowej części Półwyspu Apenińskiego itd., itp., nigdy nie zdołali zagrozić jednemu z najbliższych sąsiadów czyli Słowianom Zachodnim. Co więcej, autor wspomina, że to Słowianie łupili regularnie południową Skandynawię (m.in. najechali Zelandię, zdobyli ówczesną duńską stolicę - Roskilde, a w kolejnym roku zniszczyli składającą się z ok. 650 okrętów flotę, by następnie zdobyć i spustoszyć norweską Kungahellę), niepodzielnie władali też na Bałtyku i wzbudzali lęk na tyle silny, że nie musieli się obawiać najazdu z północy. Ta część książki dotyczy czasów historycznych i wydaje się dosyć wiarygodna, choć i tam nie brakuje pobrzękiwania sarmacką szabelką.
Wobec powyższych rewelacji, nikogo nie powinno więc zaskoczyć:



Komentarze
Prześlij komentarz